piątek, 31 lipca 2015

Grotowski? pierwsze słyszę

Siedzę w ogródku pośród sporego grona młodych znajomych i ich przyjaciół. Ogień już trzaska choć daleko do zmroku, tym bardziej jest miło. Każdy coś przyniósł, gospodarze donoszą kolejne frykasy... teraz za nasze nieustające zdrowie. Rozmowy są ciekawe i rozwijające, skoro wszyscy zainwestowali w wykształcenie, wciąż się uczą, i mają poszerzające, nie tylko zawodowe horyzonty, prace. I jak to często bywa pada w końcu sakramentalne pytanie; to co 'tam' robicie, kto to ten Grotowski, nigdy się z tym nazwiskiem nie spotkałem. Tancerz? Od dawna się nie dziwię, skoro w dziedzinach, które uprawiają zainteresowani mam równie mętne pojęcie. 

Obliczono, na świecie żyje 6,5 mld ludzi. Ilu z nich zainteresuje się teatrem awangardowym? Kilka, kilkanaście, kilkaset... tysięcy, choćby i stawać na głowie.
Zatem kim był, Kim jest Grotowski? Dla profesjonalistów w dziedzinie teatru na świcie to polskie nazwisko jest nazwiskiem magicznym. Ponieważ od czasów Stanisławskiego i Brechta nikt nie wywarł większego wpływu. Jest znany jako znakomity nauczyciel aktorów i pionier, który wstrząsnął wszystkimi istniejącymi formami. Jest postacią niepokojącą, prorokiem. Ale dla swych przyjaciół jest zupełnie inny. Grotowski, którego znamy, to ktoś w kim miłość łączy się z inteligencją. [P. Brook; Wprowadzenie do filmu: With Jerzy Grotowski. Nienadówka 1980]. 
      Fotografie Andrzeja Paluchiewicza, wystawa "Mój Grotowski" w Instytucie Polskim w Madrycie, XI 2009.

      To jest dość niesamowite, że niepozorny, dziwny człowiek z brodą potrafił mówić w taki sposób, że zapalały się świeczki w oczach [w rozmowie z Moniką Pilch, 10.07.15 w Dwójce PR, opowiadał teatrolog prof. Dariusz Kosiński, autor "Grotowski. Profanacje" - gdzie pisze o paradoksie, polegającym na tym, że dzieło człowieka tak lubiącego igrać niebezpiecznie z innymi zamieniono w kaplicę grobową, do której wyznawcy wchodzą w ciszy, by ucałować świętą podłogę]. 
Nie zalecam nikomu całowania podłóg, czego dowodzi choćby wybrany kadr z cyt. wystawy. Grot prywatnie, w trakcie prac w Brzezince w 1972 r. Odbywało się tam wówczas przedsięwzięcie parateatralne - Kompleksowy Program Badawczy. A jeśli wasze pytania padają nie po to by поддерживать разговор poczytajcie o nim, choćby w opiniach Petera Brooka, zebranych przez Georges'a Banu i Grzegorza Ziółkowskiego. Świetnie będzie poczytać je sobie także na ogródku.

(...) jedyny Grotowski, którym interesował się on sam, jedyny, który wciąż może nam być bliski, to Grotowski poszukujący obecności w chwili obecnej. Ten Grotowski za nic miał pochwały, szkoda mu było czasu na hołdy odnoszące się do osiągnięć z przeszłości. W chwili gdy dopełniała się określona faza jego życia, zamykał ją i ruszał dalej. Wiedział, że teorie usychają, a ze słów wycieka życie; wiedział, że każde naśladownictwo oznacza próbę uchwycenia tego, co niegdyś wibrowało, a teraz brzmi głucho. Głębokie cierpienie sprawiali mu imitatorzy usiłujący naśladować go w jego własnym imieniu - nieświadomi porywacze ciał mumifikujący jego żywe eksperymenty (...). Grotowski, którego znam od ponad dwudziestu lat, to człowiek głęboko prosty, który prowadził dogłębnie czyste poszukiwanie (...) dzięki dwudziestowiecznemu systemowi podróżowania i komunikacji praca z bardzo małym zespołem, którą zapoczątkował w Polsce ten wyjątkowy człowiek, bardzo szybko trafiła do książek, recenzji, wywiadów oraz przeniknęła do pracy małych grup na całym świecie. Na nieszczęście to błyskawiczne rozprzestrzenianie się niekoniecznie odbywało się za pośrednictwem ludzi wykwalifikowanych, a do nazwiska Grotowskiego, jak do toczącego się kamienia, przylgnęły i zaszczepiły się na nim wszelkiego rodzaju pomyłki, "narośle" i nieporozumienia.

Słyszałem kilka lat temu o kontrolerze lotów na lotnisku w Paryżu, który po pracy wracał do domu i prowadził staże "Grotowskiego". Być może był to ktoś wysoce wykwalifikowany, kto przekazywał coś istotnego dwóm lub trzem osobom. Bardziej prawdopodobne jest, jak się obawiam, że był to ktoś, kto poczuł się specjalistą od pracy Grotowskiego po tym, jak zobaczył na niebie polski samolot (...)

A tu aż prosi się o dygresję. Metoda opracowana i praktykowana przez Zygmunta Molika miała, i ma nadal nieoczywiste szczęście, do podobnych owemu kontrolerowi lotów propagatorów.

[Teksty, m.in., na podstawie wystąpienia Brooka wygłoszonego po francusku, 14.03.87 we Florencji, na konferencji poświęconej pracy J.G. w Workcenter  oraz listu napisanego w Paryżu dla boliwijskiego czasopisma - maj 1999 r.].
  Peter Brook. Z Grotowskim. Teatr jest tylko formą. IG Wrocław.   Cena? jedyne 18 zł. 

środa, 22 lipca 2015

Gdańsk, Klub ŻAK, GiC w 2007 roku

Głos i Ciało, 13-17.08.2007 (17.00 - 21.00) 

Miejska instytucja kultury - Klub (Studentów Wybrzeża) ŻAK działa od 1957, jest jednym z najstarszych ośrodków kultury w kraju. Od 2001 zlokalizowany na granicy Wrzeszcza i Oliwy, przy alei Grunwaldzkiej 195/197.
Koordynacja: dr Katarzyna J. Pastuszak, kuratorka Sceny Teatralnej Klubu. Stażystka GiC.

      Z Molikiem pracowało wówczas 10 Pań i 4 Panów;

AGNIESZKA KAMIŃSKA, 26 lat, absolwentka Kulturoznawstwa UAM w Poznaniu. Pracowała w teatrze ruchu inspirującym się techniką tańca butoh i tradycją teatru fizycznego Amareya. Motywacją do wzięcia udziału w warsztacie była dla niej integracja głosu z ciałem i ruchem. Jako aktorka-tancerka chciała rozwijać organiczność głosu, poszukiwała coraz głębszych doświadczeń w pracy teatralnej by móc przekazywać je na scenie i w pracy warsztatowej. Nadal w teatrze Amareya, gdzie realizuje także indywidualne taneczne projekty solowe. Jest kompozytorką w nurcie muzyki etnicznej, teatralnej i filmowej oraz liderką Atmen Trio, zespołu tworzącego muzykę eksperymentalną i filmową. Jest twórczynią autorskiej metody pracy z głosem i ruchem - Integrative Voicework System; prowadzi warsztaty głosowe, ruchowe, rozwoju osobistego, pracuje z osobami niepełnosprawnymi i uzależnionymi. https://www.youtube.com/watch?v=SuDSgG27cP8 

ALEKSANDRA ŚLIWIŃSKA, 28 letnia doktorantka Katedry Żywienia Klinicznego AMG. Jak obie poprzednie panie związana z Amareya, od 2003 roku. W aplikacji napisała: Pragnę wziąć udział w warsztacie aby odkrywać i poznawać własne możliwości pracy z głosem i ciałem. Ciało i głos są ściśle zależne od siebie, chciałabym zgłębić tę zależność, odkryć to co jeszcze nieznane i wyzwolić nowe głosy, dźwięki ukryte wewnątrz mego ciała. Nowe narzędzia w pracy z głosem, i wiedza którą zdobędę podczas warsztatu istotnie pomogą mi w dalszej pracy aktora-tancerza. Nadal związana z Teatrem którego jest współzałożycielką. Tancerka, performerka, doktor nauk medycznych, wykładowca GUM. W ramach działalności Stowarzyszenia Amareya Art prowadzi projekty społeczne, edukacyjne i teatralne.  http://ninateka.pl/film/teatr-tanca-amareya-instytut-muzyki-i-tanca 

Oddzielną grupkę zaprzyjaźnionych młodych twórców stanowili absolwenci i studenci Studium Wokalno-Aktorskiego im. D. Baduszkowej przy Teatrze Muzycznym w Gdyni.
DOROTA KUDUK, 21, rodem z Lublina, napisała po prostu: Jestem zafascynowana metodami pracy Grotowskiego. W 2012 ukończyła PWSFTviT. Będąc na III roku wygrała kasting do roli, jednej z 4. Ofelii w Teatrze STU. Następnie podjęła pracę w Teatrze Polskim w Poznaniu. Popularna i ceniona aktorka filmowa i telewizyjna. Co sądzi o tym jak to jest być młodym aktorem w Polce, czy jak ten zawód traktować? Nigdy nie byłam młodą aktorka poza Polską. Młodzi są bardziej narażeni na nabywanie kiczowatych nawyków. Myślę, że trzeba być bardzo czujnym, czytać dobre książki, poznawać mądrych ludzi, a jest szansa, że będzie ok. (...) Choćby nie wiem jak go poważnie traktować, w zderzeniu np. z chirurgiem wydaje mi się zabawny. Różnica jest taka, że ryzyko dotyczy przede wszystkim nas, naszej psychiki, więc dobrze zdawać sobie z tego sprawę i uczyć się o nią dbać. (Z rozmowy opublikowanej przez LartstudiO w Krakowie w 2012). 

MAGDALENA KWAPIS, 23, z Poddębic w łódzkim. Pragnę rozwijać swój głos i ciało, tym bardziej, że warsztaty te związane są z kimś tak wielkim jak Grotowski, napisała. Absolwentka także LartstudiO. Uprawia bardzo wiele dziedzin sportu, zgłębiła liczne techniki taneczne, w tym balet. Laureatka I. nagród: OF Piosenki Aktorskiej w Koszalinie, OKR - Teatrów Jednego Aktora, licznych nagród w turniejach recytatorskich. Prowadzi także warsztaty dla dzieci, organizowane choćby przez Instytut Teatralny im. Z. Raszewskiego. Brała udział w produkcjach serialowych TVP oraz Teatrze TV. Magdalenę proponuję podziwiać w 2 min. filmiku zmontowanym na podstawie zdjęć do teledysku "Fears" Zespołu AnGri. Poza wszystkim jest tam CIEKAWA MUZYKA!  https://www.youtube.com/watch?v=G9xQuKHqGTQ 
DAMIAN SIENKIEWICZ miał 20 lat, pochodził z Trzebini w małopolskim."Chciałbym pogłębić widzę na temat głosu i ciała; chciałbym zajmować się aktorstwem zawodowo". Ziściło się, jest związany z teatrami w Gdyni, grywa w filmach i serialach TV. Znaleźć go można w Teatrze Polskim w Szczecinie, zbiera tam pozytywne recenzje. Wraz a aktorami Polskiego wchodzą czasem i do nurtu kabaretowego. Oto Kabaret Czarny Kot Rudy i spektakl - Gwiezdny Saturator Modiglianiego, który (jak piszą w prasie) zaczyna się poetycko... kończy chóralnie. A pomiędzy - raz na ludowo...i hip-hopowo! (Prawie) lekcja literatury. Rozważania polityczne i metafizyczne. Monologi i skecze. Piosenki śpiewane solo, w duetach, kwartetach i kwintetach. Humor i nostalgia. Muzyczna galopada i spokój poezji. Pastisz i parodia oscylujące od ludycznej zabawy do kultury wysokiej. Zdjęcie ze spektaklu Włodzimierz Piątek.

Na zajęcia zgłosiła się ciekawa Dama w Kwiecie Wieku (ćcii), inżynier-doradca techniczny z Gdyni, która wygłaszała raz na jakiś czas, jak napisała, prelekcje dla większej grupy osób.
ELŻBIETA BIERNAT chęć udziału w warsztacie motywowała tak: Nabycie umiejętności panowania nad głosem, używanie go w sposób nienadużywający gardła, umiejętność wyrażania emocji (zwłaszcza negatywnych) gromadzących się w ciele - nie mogących ujść przez zablokowane gardło, umiejętność prawidłowego oddychania. Po nieodzownym śledztwie ustaliłam: pracuje na Wydziale Inżynierii Lądowej i Środowiska Politechniki Gdańskiej. To nie wszystko, o nie, bowiem działa w Grupie Teatralnej - Chórraa. To kobieca formacja teatralna, w skład której wchodzą amatorki teatru, w różnym wieku i różnych zawodów. Bowiem chcą zabierać głos w sprawach, które stanowią o dzisiejszym wizerunku kobiety i jej roli w społeczeństwie. Chórraa zachęca do zatrzymania, do refleksji, czasami pogłębionej, do obejrzenia się za siebie i spojrzenia przyjaźnie w stronę drugiego człowieka.  Ich najnowsza realizacja to "8 scen z życia kobiety". Link kliknijcie koniecznie, wy kobitki wszelkich zawodów, warto http://www.ckgdynia.pl/premiera-8-scen-z-zycia-kobiety/ 

ANNA HARACZ była kolejną dojrzałą kobietą, absolwentką Państwowego Studium Animatorów Kultury i Bibliotekarzy we Wrocławiu ze specjalizacją taniec. Wówczas mieszkała w Gdańsku i była tancerką, choreografem, pedagogiem tańca współczesnego, nauczycielką hatha-jogi i medytacji. Realizowała swój autorski projekt terapii poprzez improwizację taneczną. A poza tym była współzałożycielką i kierownikiem artystycznym Teatru Muzyki i Tańca w Gdańsku - Kino Variatino http://kinovariatino.pl/  "W mojej pracy artystycznej, tej studyjnej jak i tworząc spektakle szukam naturalnych dróg tworzenia ruchu i głosu. Ciało (w moim wypadku taniec, joga) i głos (oddech) są jednakowo ważnymi instrumentami pracy nad sobą oraz bardzo silnymi środami wyrazu w pracy scenicznej. Dlatego też bardzo mnie interesują wszelkiego rodzaju techniki łączenia obu tych elementów by być zintegrowanym jako człowiek i artysta. Już  samo Kino Variatino to dostatecznie ekscytujący pomysł, lecz po 15 latach Anna miała już kolejną koncepcję. Zakładam Zespół i napiszę książkę o tych 15 latach, wyznała w 2013 roku. Można udać się do niej na wakacje - z tańcem i jogą http://anahajoga.pl/  

Wytrwałym czytelnikom posta proponuję poznanie kolejnej grupy stażystów, średniaków wiekowych bo 28-latków. Było ich najwięcej. Oto kolejna trójka z nich.

IWONA CYGERT z cudnych Kolbud nad jeziorem, w powiecie gdańskim. Pracowała z młodzieżą nad przedstawieniami teatralnymi, organizowała Wojewódzki Festiwal Teatrów Poszukujących "Enklawa"- jako dyrektor artystyczny Festiwalu. Współpracowała z wydawnictwem słowo/obraz terytoria. Motywacje, jakimi kierowała się aplikując na staż, wymieniła trzy: 1/ Problemy z głosem, zdaje się, że głównie psychiczne; sporo słyszałam o odblokowywaniu przez Z. Molika ludzi, 2/ Chęć przezwyciężenia czegoś co może zostać stracone, 3/ Radość pracy z młodzieżą, im więcej doświadczam, ty więcej jestem w stanie im dać. Jeśli się nie mylę mieszka w Sulęczynie na Kartuzach i nadal propaguje kulturę. 

LENA MAJEWSKA przyjechała z gminy Żukowo. Zawodowo zajmowała się tańcem i jego nauczaniem, śpiewem i projektowaniem. Pracowała z niezależnymi teatrami młodzieżowymi (Wybrzeżak, Niepoważny) na ASP w Gdańsku interesowały ją Działania Parateatralne. "Jestem głęboko przekonana o jedności ciała i głosu aktora i o wielkim wzajemnym wpływie na siebie. Jest to jeden z niewielu warsztatów w Polsce, gdzie mogłabym nad w/w aspektem popracować". W Szkole Tańca La Pasion organizowała warsztaty - "Twórcze użycie głosu". Jest nauczycielką tańca, śpiewu i aktorstwa. Tytuł magistra sztuki uzyskała na ASP w Gdańsku na wydziale architektury wnętrz wcześniej, w '06. http://coolawoola.com/o-nas/ 


PIOTR WEINTZ z Tczewa. Spełniał się i pracował jako opiekun niepełnosprawnych intelektualnie i psychicznie, zajmując się terapią głównie poprzez teatr. Swój cel przedstawił następująco "Rozwijać się, rozwijać się, poznawać nowe metody pracy nad ciałem, głosem i jeszcze raz rozwijać się". Z ankiety wynika jasno; kształcił się nieustannie. Kształci się nadal. W 2014 ukończył Szkołę Artystyczno-Filmową Akademia Multi Art w Krakowie - spec. reżyseria. Absolwent filozofii w Pomorskiej Akademii Pedagogicznej w Słupsku. Jak podaje na stronie reprezentującej go agencji - jego praca z Molikiem w 2007 r. odbywała się w ramach Alternatywnej Szkoły "Żak".

AGNIESZKA POŻOGA, od poprzedników 2 lata młodsza, studentka Filologicznego Studium Doktoranckiego Uniwersytetu Gdańskiego, Teatrologia. Zajmowała się teatrem i improwizacjami ruchowymi w tańcu współczesnym, także sztuką tańca z ogniem. Podjęła współpracę z Teatrem Snów gdzie intensywnie rozwijała pracę z ciałem i głosem oraz umiejętności szczudlarskie. "Cały czas poszukuję form wyrazu. Mam pomysł na własny projekt artystyczny. Poza tym mam wrażenie, że potrzebuję zapanować nad moim głosem. Czuję, że rozwinęłam dużo silniej fizyczną stronę działań aktorskich. Mimo, że pracuję z głosem pozostaje on trochę zablokowany. Bardzo potrzeba mi takiego treningu. No i praca z Zygmuntem Molikiem - na pewno będzie otwierająca i inspirująca". W 2008 r. na konferencji naukowej "Język Teatru Tańca" mówiła o 'Tańcu i sztukach scenicznych w tradycji Japonii', była to jej praca dyplomowa. Działała w ciekawym, alternatywnym teatrze Lustra Strona Druga http://metropolitanka.ikm.gda.pl/trasa-a-alicja-mojko-o-stoczni/  Później... gdzieś zniknęła?

Trójka, z ostatnich już, stażystów była obcokrajowcami.
Nie wiele o nich wiem, szczególnie o panach, nie mam ich ankiet.

Pierwszą z nich była kobieta; CLAUDIA ZUCCHELLI rodem z Palma de Mallorca (Balearas), Spain. Miała już spory dorobek artystyczny, była po czterdziestce. Na warsztaty GiC zgłosiła się bo była bardzo zainteresowana wglądem w wiedzę, doświadczenia i sposoby edukowania praktykowane przez Molika - tak dalece jak tylko to możliwe, by wyzwolić głos i ciało z blokującej je energii. Miała też nadzieję, że jej doświadczenia jako scenografa czy instruktora jogi, wykorzystywane w działalności choćby ulicznego performera, wzbogacą się po stażu, i pozwolą głębiej wniknąć w wizje Grotowskiego - opublikowane w 'Ku teatrowi ubogiemu'.

JOSE PERRINI - wiem o nim tylko tyle, że jego email kończy się na "com.ar"
JONAS LINDMAN - on z kolei w adresie mejlowym ma "chello.se"  :)
Ten czas pobytu w Gdańsku był dla nas czarodziejski, spędzaliśmy tam także wakacje cieszące spotkaniami z rodzinką. Bowiem zamieszkaliśmy u siostry Zygmunta - Joanny. Tuż obok jej domu jest park R. Reagana a za nim plaża; żyć nie umierać. Włóczyliśmy się ponadto swoim zwyczajem, bez umiaru. Trójmiasto wydeptaliśmy dzielnie we wszystkie strony. Molik również... kupował buty bo lubił, proszę Państwa, szczególnie gdy pogoda była trochę 'stonowana'.

Poza tym kocham Gdańsk, jeździłam tam od niepamiętnych czasów. A także pracowałam, kiedyś-tam... w BART Sopot.
  

sobota, 11 lipca 2015

Wrocław-Leśnica i C. K. "Zamek"

Słyszałem, że świat jest piękny - rzekł niewidomy. Podobno - odpowiedział widzący.  (...)
Ach, gdyby tak od razu, każdy zrozumieć mógł, że lepsza droga bez drogowskazów, niż drogowskazy bez dróg.
(Stanisław Jerzy Lec, pseud. literacki Stach, prawdziwe nazwisko baron Stanisław Jerzy de Tusch-Letz, 1909-1966).

Zapewne po to byśmy w przyszłości nie były jak ten sceptyczny widzący Tato wyciągał nas, wszystkie swoje Dziewczynki, na długie spacery. Bywałyśmy skwaszone drepcząc za nim, pozornie bez drogowskazów. A stało się tak jak sobie winszował, jak z bata trzasł polubiłyśmy włóczęgi, więcej, zrozumienie ich sensu przekazujemy dalej. Gdy w tym względzie zaczęłam pracować nad Molikiem dość długo był jak tamte dziewczynki. Markotny stawiał kolejne kroki gdzieś z tyłu; po co, to człapać to drałować tak bez kierunkowskazu, mówiła jego bierno-letargiczna mina. Jak było do przewidzenia - wsiąkł był dość łatwo. To już, to już koniec? desperował gdy wydawałam komendę: nie ma to-tamto, czas na nas, wracamy. Tak oto (pokrótce mówiąc) podziwialiśmy świat, który łatwo staje się piękny kiedy odesłać z kwitkiem owo podobno.

Lato mamy błękitne na dodatek w czwartek zelżał upał. Postanowiłam ruszyć do Leśnicy, tym bardziej, że powód miałam przedni. A tu miasto stało w korku; świat piłkarski ruszał na północny zachód w stronę Pilczyc, na Stadion Miejski, na dobitkę na tej trasie wciąż trwają kolejne przebudowy. Zdecydowałam zatem skorzystać z możliwości jaką daje wrocławska kolej miejska. Tramwajem spod domu dojechałam do dworca, a tam wsiadłam do pociągu 'na Węgliniec'. Podróż nowoczesnym, czystym i klimatyzowanym składem powinna trwać 20 min. Trwała kwadrans dłużej, na trasie kolejowej także przebudowują, kolejny wiadukt. Jednakże nie żałuję wyboru, bo gdy już jechał sunął jak po maśle, a zza okien wabiły rozległe zielone widoki. My wrocławianie wciąż gębujemy gromko, że wycina się u nas zieleń bez umiaru, owszem, lecz wciąż jest jej wokół nas tyle, że zapiera dech. Tak więc jechałam te 4. przystanki nieustannie kręcąc głową wkoło by gruntownie nacieszyć oczy. Nie wiedziałam co czeka mnie dalej. 
Wysiadłam na stacji wpisanej do rejestru zabytków (ma 150 lat), która od kilku lat lśni nowym blaskiem, mieści się przy ul. J. Rubczaka. Trudno opisać jak przepiękny jest ten rejon miasta. Pysznią się tam zabytkowe wille w olbrzymich zielonych ogrodach, gdzieś po środku mija się niewielki lecz zadbany i malowniczy stary park. Gdy dochodzi się do ul. M. Płońskiego tylko podziwiać; zespół imponujących kamienic stylizowanych na secesję (arch. A. Ihme). Tak więc warto tam pospacerować, tym bardziej, że poza mieszkańcami Lissy pewnie niewiele osób ten rejon zna.
Bowiem z centrum jeździ się tam najczęściej do Zamku, barokowego pałacu przebudowanego z zamku piastowskiego (tego, który mieści prężne Centrum Kultury promieniujące na całą okolicę) oraz do korytarza ekologicznego - Parku Leśnickiego (21 ha) i Lasu Mokrzańskiego.  

Oto i "Zamek" do którego zmierzałam. Otwierano drugą w tym roku (a trzecią w historii Zamku) wystawę poświęconą twórczości Zdzisława Beksińskiego. Tym razem było to około 90 fotografii powstałych w latach '50. Gdy przyszłam miłych gości oczekiwała Pani Dyrektor, już chwil dobrych kilka przed rozpoczęciem Wernisażu.
ANTYFOTOGRAFIA to część kolekcji A. i P. Dmowskich; wystawa będzie czynna do 31.08.15. Jej kuratorką jest Anna Baster.
Oprócz podziwiania tych odkrywczych fotografii w Zamku można zakupić wydawnictwa związane z Beksińskim (Beksińscy - Portret Podwójny, Foto Beksiński, Zdzisław Beksiński 1929-2005, Beksiński. Malarstwo, Zdzisław Beksiński. Opowiadania, Zestawy naklejek - rysunki i malarstwo).
Tu trzeba dodać, że to fotografia była jego pierwszym polem eksperymentów twórczych (kolejno zajął się rysunkiem, malarstwem i grafiką komputerową).


Część tego plakatu publikuję powyżej, by łatwiej można było uwiecznić sobie w pamięci datę dostępności Wystawy. Jego całość, jak widać, zamieszczono w - saloniku czytelniczym tuż przy holu. Jest tam po co sięgnąć, półki z ciekawymi książkami są wokół. Choćby po to, choćby od czasu do czasu, warto zaglądać do Zamku. (To Galeria Komiksu i Ilustracji "Tymczasem").

Nim rozpoczął się wernisaż był czas dla profesjonalnego fotografa (bodaj Adrian Nikiel ?) by mógł w całkowitym spokoju sfotografować eksponaty. To nie było łatwe zadanie, wiem bo próbowałam, komórką. Te fotografie nie są za szkłem tylko 'za  rodzajem pleksi'. Pana fotografa przy pracy przyłapałam... poprzez oszklone drzwi.
Poniżej kilka zdjęć z serii portrety, lecz są tam i plenery i piękne akty.

Goście dopisali nadzwyczajnie, choć nie było ich tylu (szczęśliwie ?) ilu się zapowiedziało (na Fb kliknięć 'będę' było przeszło 5 tys.).

Czas by przedstawić Panią Dyrektor CK Zamek - Elżbietę Lenczyk. Pełni to zadanie już od przeszło 13 lat. A szlify do pełnienia tej funkcji zdobywała pracując z wielkim powodzeniem, na wielu niwach, także w Giżycku.

We Wrocławiu, w Zamku organizuje różne wręcz niesamowite przedsięwzięcia. Takie choćby jak opera plenerowa - Królowa Wróżek: Sen Nocy Letniej, której premiera odbędzie się 12.07 w zamkowym amfiteatrze. "Sen" to tegoroczna edycja cyklu Głos wykluczonych, teatralno-muzyczne widowisko autorskiego scenariusza Michała Znanieckiego (w oparciu o dramat Szekspira, barokową muzykę Purcella oraz nowo odczytane nurty folkowe). Spektakl dotyczy wielokulturowości Wrocławia; zaproszono grupy przedstawicieli mniejszości narodowych i etnicznych; fragmenty spektaklu 'odczytają' według swoich kulturowych kodów. W spektaklu wezmą udział także grupy dotknięte wykluczeniem społecznym. Artystom towarzyszył będzie międzynarodowy zespół wybitnych muzyków z Argentyny, Hiszpanii i Polski. Opiekę artystyczną sprawuje Jon Paul Laka. Na zdjęciu widać bramę, którą artyści zmierzali na próby, ja patrzyłam i słuchałam ich z góry, z tarasu. Wszystko widziałam, lecz nie fotografowałam, bo to całkiem inna historia. Powiem tylko, że w przedsięwzięciu wezmą udział choćby: Ewa Biegas, Małgorzata Bogdańska, Mela Koteluk, Marek i Michał Koterscy, Karina Skrzeszewska, Wioletta Białk, Oksana Terefenko, Kamil Baron, Sebastian Marszałowicz, Pablo Mainetti i Wrocławski Chór  Kameralny pod dyr. A. Urbanka. 

Gdy wracałam, już autobusami i tramwajami (chciałam popatrzeć na okolicę z kolejnej perspektywy) miasto wydało mi się, no prawie, amerykańskie. Tak niebywale szerokie i rozległe. Wieczorem było prawie puste, jeszcze nie wracali kibice, choć ich gromkie okrzyki niosły się nad miastem. WKS Śląsk awansował właśnie do II rundy Ligi Europy; 3:1 pokonał NK Celje, klub ze Słowenii.

Każdemu wedle potrzeb - zasada oparta na solidarności. Zakłada równość w zaspakajaniu, przynajmniej podstawowych,  każdej jednostki potrzeb.  :) 

niedziela, 5 lipca 2015

Lizbona, 13-17.06.2006, V&B


Klasycystyczny budynek Teatro Nacional D. Maria II mieści jedną z najbardziej prestiżowych sal Portugalii. Znajduje się na północnych obrzeżach Dolnego Miasta (Baixa) na placu Rossio. Wzniesiono go w latach 40. XIX w. Przed trzęsieniem znajdowała się tu... siedziba inkwizycji.
Rosso - Praça Dom Pedro IV (Plac króla Piotra IV) - bo tak brzmi jego oficjalna nazwa. Ta statua po środku, stojąca na 23-metrowej kolumnie potocznie nazywana jest statuą Piotra IV, choć przedstawia arcyksięcia austriackiego Maksymiliana, niedoszłego cesarza Meksyku. Teatro Maria II przy placu Rosso - to tu odbywały się zajęcia. Zygmunt właśnie na nie zmierza.

Zakwaterowano nas z honorami w Clarion Suites Lisbon (R. Rodrigo da Fonesca, boczna R. Braamcamp), ten apartament liczył pewnie ze sto metrów. Do okien zaglądały bujne pnącza przypominające wielkie frezje (milin?) a za nimi był hotelowy ogród z basenem. To tam panowie Molik i Parente (który i wówczas był asystentem) deliberowali nad tajnikami metody.
Zajęcia odbywały się w godzinach 13-17 zatem na, po raz kolejny, zwiedzanie miasta czasu było wiele. Byliśmy świetnie skomunikowani ponieważ hotel położony jest niedaleko placu znanego szerzej pod nazwą Markiza de Pombal  (w istocie Sebastiao Jose de Carvalho e Melo, w II poł. XVIII w. premiera i doradcy króla Jozefa I, mającego zasługi w odbudowaniu Lizbony). Choć do metro było blisko częściej jeździliśmy autobusami. Zygmunt zamierza właśnie forsować Braamcamp poza pasami, by czekać na autobus po jej drugiej stronie. W tle widać pomnik poświęcony Pombalowi.

Tak wyglądały przystanki, pomimo że spisywałam rozkłady jazdy i tak trzeba było czekać. Nigdzie im się nie spieszy, oooj, pozazdrościć Portugalii.

Zmierzaliśmy wówczas na słynny deptak miasta - Rua Augusta. Oprócz możliwości odwiedzenia wielu sklepów bywa się tam świadkiem występów ulicznych grajków, żonglerów i wszelkiej maści zapalonych artystów. Ulicę przecina równie słynny żółty tramwaj, można nim dojechać do Alfamy. Deptak ma pół kilometra długości i wyłączono go z ruchu samochodowego. Podobnie jak cała okolica odbudowany od podstaw, po 2. trzęsieniu ziemi (1755). 
Lizbona nazywana jest balkonem Europy; cały szereg punktów widokowych oferuje niezapomniany widok na miasto i okolice z wielu perspektyw. Np. ten, który rozciąga się z Miradouro da Graca. Ponadto, przypominam, w czerwcu Lizbona bawi się wybornie i głośno, pije wino i je sardynki, trwa w niej festiwal św. Antoniego. Dlatego warto zejść lub zjechać windą na dół z tych licznych wzgórz i przyłączyć się do któregoś z tanecznych korowodów. Lub po prostu powłóczyć się, tak bez celu (bo bywa drogo) po dzielnicy Chiado.
Lub zawędrować w ciche uliczki, ta z tyłu za mną kryła dodatkowo świetny sklep z butami. Cóż, byłam tam kilka razy.
Po wędrówkach można gdzieś przysiąść, kawiarenek i restauracji w mieście moc. I wszystko w nich, najczęściej jest bardzo pyszne.                                                                        
Dużo czasu spędzaliśmy w parkach i ogrodach. Polecam Botaniczny; przepiękny i prawie wyludniony. Przy tym bardzo ciekawy architektonicznie. Poniżej ostatnia wizyta w Jardim Museu Agricola Tropical, parku z wieloma egzotycznymi roślinami. Zwą go Zamorskim (Jardim do Ultramar) bo większość flory pochodzi z byłych portugalskich kolonii w Afryce, Azji i Ameryce Płd. Jest tam ptactwo wodne, są pawie. Miła introdukcja przed czekającą nas wówczas oficjalną kolacją.

Suzana Borges (Maria Suzana Martins Ferreira Borges) filozof, wzięta aktorka i pisarka, prężnie zarządzająca dyrektor Fundacji Kultury Funduszu GDA (A cooperativa de Gestao dos Direitos dos Artistas). 
Po kontemplowaniu zamorskich ogrodów apetyt maestro dopisywał, a jedliśmy głównie to co oferuje pobliski Ocean. (Zapięty po szyję, przesadzono z klimą?).
Już na koniec pozostaje przedstawić, z imienia i nazwiska, ówczesnych studentów. 
          Oto oni: 
      Jose Neves  
      Nicolau Antunes  
      Bruno Gonçalves
      Ana Vasconcelos
      Maria Frade  
      Luz da Camara
      Teresa Faria
X   Tiago Porteiro
X   Berta Teixeira
      Carmen Santos
X   Ana Brandão
X   Teresa Mónica
      Laurinda Ferreira
      Mafalda Pinto
      Sofia Gonçalves
X   Suzana Borges
      Carlos Vieira de Almeida 
Osoby, przy których nazwiskach postawiłam X pracowały z Zygmuntem wielokrotnie.

Producentem wykonawczym całości był Bruno Schiappa.